Dwa dni w Pekinie.
Mam względem tego miasta takie uczucia jak Maria Peszek względem W-wy. Pieprzę cię miasto, twoje krwawe dzieje, bledną gdy dnieje. W pociągu powrotnym do S-haju spotkałem tubylca lat 30+ i fajnie sobie porozmawialiśmy o historii. „Wiesz”, powiedział, „oni tam, na plac, nie przyszli wcale, żeby zmienić system, tylko żeby go zreformować”. Więc opowiedziałem, co się działo w Polsce tego samego dnia, VIIIIXVIIV. No i że u Was tutaj komunizm równał się niepodległość, a u nas to syf malaria korniki, i że babcia chowała się przed ruskimi dwa tygodnie w piwnicy, bo gwałcili wszystko, co miało dwie nogi.
Tubylcy kiedyś na takie dictum robili głupie miny i strzelali oczami. A tu uśmiech, kiwanie główką. Tak, tak, im dłużej tu jestem, tym więcej takich rozmów, więcej zrozumienia.
W kraju, w którym telewizja przypomina gacie, wszystko jest możliwe.